Dzisiaj jest: 2.7.2025, imieniny: Kariny, Serafiny, Urbana
Radio Głos Literacki
Radio Głos Literacki
00:00 / 00:00
Głośność
Wstaw pozdrowienia - KLIKNIJ TUTAJ!

Czytamy romanse Eweliny C. Lisowskiej - 49 WESTCHNIEŃ TECI

Dodano: rok temu Czytane: 345 Autor:
Redakcja poleca!

Przedstawiamy Państwu relację z audycji, której można było posłuchać w piątek 16 lutego o 19:00. Mowa była o komedii romantycznej 49 WESTCHNIEŃ TECI

Czytamy romanse Eweliny C. Lisowskiej - 49 WESTCHNIEŃ TECI
Dobry wieczór!

Tu Ewelina C. Lisowska – autorka romansów współczesnych, historycznych, science fiction, komedii romantycznych, choć i zdarzyło mi się napisać fantasy.
Chciałabym Państwa serdecznie zaprosić na audycję poświęconą mojej twórczości. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem to, co tydzień w piątek będę się z Państwem spotykała o 19:00. W ramach tych spotkań pojawią się opisy oraz fragmenty moich książek. Jedne bardziej profesjonalnie nagrane drugie mniej. Oczywiście te moje będą trochę mniej idealne, gdyż to dla mnie nowość mówić o sobie, a nie pisać! Bo pisząc mogę spędzać całe godziny na opowiadaniu i tworzeniu nowych powieści.

Dziś chciałabym przedstawić Państwu komedię romantyczną, którą wydałam w grudniu 2023 roku. A mowa o powieści pod zabawnym tytułem 49 WESTCHNIEŃ TECI! Dziś przedstawię Państwu opis tej książki i przeczytam całkiem spory fragment tekstu. Na koniec będą mogli Państwo także posłuchać, jak profesjonalny lektor, Pan Czarek Papaj, którego serdecznie pozdrawiam i polecam autorom, czyta fragment powieści tak, jak należy! He, he!

Serdecznie zapraszam!
Zatem o czym jest 49 WESTCHIEŃ TECI?
Przeczytam Państwu jeden z opisów…

Czy imię Tekla kojarzy Ci się z pajęczycą lub brzydką, niezbyt młodą sekretarką szefa? Jeśli tak, po przeczytaniu tej komedii romantycznej zmienisz zdanie. Przygotuj się na sporą dawkę słowotwórstwa, oryginalne pomysły głównej bohaterki i lekką lekturę, która Cię odpręży. „49 westchnień Teci” nawiązuje do popularnego do niedawna wątku z romansów biurowych i erotyków, takich jak „50 twarzy Greya” E. L. James czy „Dotyku Crossa” Sylwii Day. On jest jej szefem, ona jest jego asystentką, lecz dzieli ich 10 lat różnicy wieku. Ona jest w nim zakochana od dawna, a on traktuje ją jak dziecko. I może faktycznie Tecia, która kocha róż i czekoladowe muffinki może się wydać infantylna, jednak 35-letni pracoholik, który kompletnie nie dba o swoje zdrowie stanowi niezbyt dobry przykład do naśladowania.

Wybierając się w świat Arkadego i Telki zabierz z sobą sporą dawkę dystansu i przygotuj się na szybką akcję. Życie to nie komedia romantyczna, ale Ty to sprawdź :-) Skuś się na muffinkę zrobioną przez Teklę! Uprzedzamy tylko, że do sporej dawki słodkości dodajemy trochę pieprzu i soli.

Mam nadzieję, że ten opis jakoś podziałał państwu na wyobraźnię. Mnie szczerze mówiąc ślinka cieknie jak myślę o muffinkach ale ta sól… No, na szczęście to tylko nieco słona metafora życia.

Teraz przeczytam specjalnie dla Państwa oraz moich wiernych Czytelników i Czytelniczek, których także serdecznie pozdrawiam, cały trzeci rozdział 49 WESTCHNIEŃ TECI pt. Czy to już prawie małżeńskie życie?
Zapraszam do posłuchania.

49 WESTCHNIEŃ TECI
Rozdział 3. Czy to już prawie małżeńskie życie?


Poprzedniego dnia, wieczorem, otrzymałam suchą i bardzo oficjalną notkę, żeby zabrać z biura potrzebne dokumenty, notes szefa i jego pendrive. Wstałam specjalnie godzinę wcześniej, żeby wszystko ogarnąć: siebie, sprawy szefa i… jego samochód – też tam czysto nie było! Arcio nie pozwolił mi wczorajszego popołudnia wracać do domu pieszo, ani nawet autobusem miejskim. Powiedział:
– Weź mój samochód. Będziesz szybciej w domu, a rano szybciej zjawisz się u mnie. Wiem, jakie autobusy potrafią być o tej porze napchane, jak ogórki w słoiku – zażartował przed moim wyjściem. Wyglądał jeszcze gorzej niż wcześniej, widać, że chciało się mu spać, a choroba nie ustępowała. Żal było mi zostawiać go w takim stanie. W myślach widziałam już, jak gotuję jutro dla niego zupę na przeziębienie, czyli niezawodny rosół z kury.
Zatem wieczorem zjawiłam się przed naszym blokiem samochodem szefa! Sąsiadka, Królikowska, tak się na mnie zapatrzyła, jak wysiadałam z tego wielkiego, czarnego wozu, że wpadła na budkę z koszami na śmieci i wysypała koci żwirek na chodnik… Zaśmiałam się, lecz tylko w duchu. Przecież nie wypadało zamiast grzecznego „dzień dobry” parsknąć śmiechem i powiedzieć: „Dobrze ci tak, stara jędzo! Za ten donos na mnie, że za głośno muzyki słucham.” Tyle razy jej tłumaczyłam, że to nie ja, że to sąsiadka pod spodem, ale…
– Dzień dobry – powiedziałam, gdy spotkałam tęż sześćdziesięcioparoletnią kobiecinę na klatce schodowej o poranku. Właśnie znów zmierzała do kosza z kolejną dawką kociego żwirku. Zapatrzyła się na mnie i bez żadnego skrępowania zapytała:
– Skąd to taką brykę Teciu masz? Taką dobrą ci tato posadę załatwił, że już po kilku dniach jeździsz „lymuzyną”?
„Co cię to interesuje?!” – chciałoby się powiedzieć, lecz jak na grzeczną panienkę przystało, mówię:
– To samochód mojego szefa. Załatwiam dla niego sprawy.
– Aha – uśmiechnęła się dwuznacznie i zmierzyła mój strój z góry na dół. Czy ona właśnie pomyślała sobie, że świadczę szefowi usługi erotyczne?!
– Miłego dnia sąsiadce życzę! – Ukłoniłam się i rzuciłam ku niej uśmiechem wypełnionym po brzegi jałmużną dla ubogich duchem. Ta kobieta zawsze mierzyła wszystkich swoją miarą, a sama idealnością nie grzeszyła – bywała wulgarna i donosiła na sąsiadów, jakby był to jej jedyny sens życia. Uciekłam, zanim przyczepiła się do moich przezroczystych gumowców. Widziałam, że była nimi strasznie zbulwersowana.

            W firmie wpadłam w drzwiach na sekretarkę szefa, Julię Oleską, która na mój widok skrzywiła się i odburknęła mi suchym:
– Dzień dobry.
– Szef potrzebuje kilku teczek, pendrive iii… notes.
Zawróciła z drogi.
– Zaczekaj, wezmę klucz. – Poszła łaskawa pani do swojego królewskiego lokum i po chwili przyniosła klucz. Nawet pofatygowała się samodzielnie otworzyć mi, ale tylko dlatego, że…
– Zaczekam, żeby nic się przypadkiem nie zgubiło.
„Czy właśnie zasugerowała mi, że mam zamiar grzebać szefowi po biurze i kraść?!”
– Nic się nie zgubi, wszystkie teczki są na swoim miejscu – odpowiedziałam cierpliwie i weszłam tam z podniesioną głową. Nie cierpiałam, kiedy ktoś sugerował, że mam na bakier z moralnością. Choć miałam na sobie baczne spojrzenie Żylety, która gardziła mną od pierwszych dni mojej pracy tutaj, olałam to i robiłam swoje.
Pendrive znalazłam na biurku, podobnie jak brązowy notes oprawiony w skórę, a w teczkach połapałam się dosyć szybko.
– Jak tam szef? – zapytała mnie, gdy opuszczałyśmy jego gabinet.
– Chory. Ale nie opuszcza się w pracy.
– Pracujesz u niego?
– Tak.
Zaśmiała się, a jej, pomalowane szminką bordo, usta pozostały jeszcze na moment w krzywym, prawoskrętnym uśmieszku.
– Zapewne sprzątasz jego bajzelik? – zamrugała doklejanymi rzęsami.
– Yyy… – nie wiedziałam, co mam odpowiedzieć. Jej ciężkie perfumy sprawiały, że miałam problemy z oddychaniem.
– Ja także próbowałam to zmienić, ale on jest tak zapracowany, że po pierwsze: nie ma czasu na sprzątanie, po drugie: nie ma czasu na „te” sprawy. Dlatego jeśli myślisz, mała, że urobisz go na randkę, bo sprzątasz jego brudy to… – zacmokała i pokręciła głową.
– Randkę? – zdziwiłam się. „Czy to widać, że jestem w nim zakochana?!”
– Przecież widzę, jak na niego patrzysz.
– Ale to chyba nie twoja sprawa, prawda? – zapytałam z lekko ciętą ripostą.
– Dobrze ci radzę, nie rób sobie nadziei. To jest pracoholik. Wykończy się pracą. Co więcej, kobiety go nie kręcą!
– A co, masz jakieś doświadczenie? Z nim? – byłam nieziemsko ciekawa, co mi odpowie.
Twarz Julki wygładziła się i przybrała inny wyraz. Patrząc na swoje wymuskane dłonie, odparła:
– Skoro już jesteśmy względem siebie takie szczere tooo… tak. – Zerknęła na mnie. W jej oczach dostrzegłam smutek przykryty z lekka wymuszonym uśmiechem. – Powiem tylko tyle: Arkady Kamiński to impotent.
Odechciało mi się wszelkich ripost, a nawet wypytywania o dalsze szczegóły.
– Tak, Teciu – posłodziła mi ironicznie, jak małej, słodkiej dziewczynce. Ale ja nie dałam się oszukać. Przez moment widziałam w Julce zranioną kobietę, i ta chwilka pokazała mi, że i ona kiedyś kochała Arkadego. – To cześć!
– Cześć!
Wróciła do siebie, a ja z tym nowym ciężarem na moim zakochanym serduszku pojechałam do szefa.

            Czy Arkady Kaminsky był erotycznym obiektem mojego pożądania? Tak, jak dla wielu kobiet. Lecz od wczoraj zaczęłam patrzeć na niego, jak na kogoś więcej niż posiadacza przystojnej twarzy, szczupłego, seksownego ciała i właściciela portfela wypchanego forsą. Zresztą nie liczyło się dla mnie wcale to, że faktycznie był bogaty. On dla mnie po prostu stanowił ideał wymarzonego księcia z bajki. Emanował tą specyficzną aurą, która wzbudza w kobiecie pewność, że to jest ten jedyny na całe życie. Póki co Arkady jeszcze nie wiedział o tym, że będzie moim mężem. Wystarczyło na razie, że ja byłam o tym przekonana!
Ale ta dzisiejsza wiadomość – to mnie zabolało. Może Arcio był gejem!? To byłoby dla mnie gorsze niż wówczas, gdyby był związany z jakąś bogaczką.
Zadzwoniłam do domofonu, żeby dostać się do środka kamienicy, w której mieszkał. Pogoda dziś także nie rozpieszczała, ale miałam na nogach moje niezawodne gumowce.
– Tak? – odezwał się z domofonu jego zaspany głos o wpół do ósmej rano.
– To ja, Tekla.
Po chwili usłyszałam ten charakterystyczny dźwięk zwalnianego zamka elektrycznego w drzwiach. Pchnęłam je i weszłam na klatkę schodową. Powoli, dzierżąc w dłoniach zakupy i teczki szefa, wdrapałam się na czwarte piętro i zastukałam do drzwi. Otworzył mi szef we własnej osobie.
– Wejdź! – powiedział i oddalił się prędko w stronę łazienki. Zdążyłam jednak zarejestrować, że miał na sobie tylko… ręcznik! Od razu serce zabiło mi mocniej. I wprost nie mogłam uwierzyć, że ten mężczyzna miałby być po prostu impotentem! Miał ciało stworzone do miłości.
Pierwsze co zrobiłam, to udałam się do kuchni z zakupami. Zaczęłam to wszystko wkładać do świecącej pustkami lodówki. Była duża, dlatego tym dosadniej było widać w niej, że właściciel tego mieszkania nie jadał w domu. Tym samym tracił cenne składniki odżywcze, nasycając swój głód pustymi kaloriami i zgubną żywnościową z konserwantami. Mimo nowych wiadomości na jego temat, miałam zamiar kontynuować akcję ratunkową. Wzięłam się za robienie śniadania dla szefa. Tym razem przestrzeń kuchenna nie przypominała już dżungli najeżonej dzidami i kłami dzikich bestii. Ujarzmiłam ten busz niedoskonałości i uformowałam go w zgrabny i schludny ogródeczek, po którym poruszałam się jak wytworna ogrodniczka. Byłam z siebie dumna, kiedy udało mi się szybko i sprawnie stworzyć pyszne śniadanko dla mojego Ukochanego mężczyzny, nawet jeśli miałby się okazać gejem…
Ubrany po domowemu: w czarną koszulkę i szare spodnie dresowe, wszedł do kuchni i zamurowało go.
– O! A co to?
– Śniadanie, szefie – oznajmiłam dumna z siebie.
– Właśnie zastanawiałem się, gdzie o tej porze można szybko i dobrze zjeść.
– Tylko w domu – odpowiedziałam, po czym wskazałam na leżące na wyspie teczki. – Jest wszystko, czego szef chciał.
– Dobrze. – Podszedł od razu do papierów, już miał je zamiar wziąć do rąk, gdy ja niespodziewanie postawiłam na nich talerz z kanapkami.
– Najpierw to! – Odwróciłam się w stronę czajnika, który właśnie dał mi znać dzwoneczkiem, że woda skończyła się gotować. – Kawa czy herbata?
– Yyy… kawa. Tylko mocna! – wydał mi jasne rozporządzenie.
Kupiłam mu także kawę i cukier, żeby być na wszystko przygotowaną.
– Proszę – postawiłam kawę w szklance z uchem na wyspie przed nim. Siedział na wysokim taborecie i wcinał kanapki.
– Dzięki! Aaa… głupio mi o to pytać, ale… – podrapał się po swojej posiwiałej, poszarpanej niewyspaniem czuprynie.
– Tak?
– Mleczko jest? – zabrzmiał cieniutko, jakby był dzieckiem i prosił mnie o słodkie.
– Jest! – Sięgnęłam po mleko stojące za mną na blacie. Sama nalałam mu tyle, ile chciał.
– Ile dałaś na te zakupy? Muszę ci oddać! – zaczął gorączkowo szukać dookoła siebie portfela.
– Nie trzeba. Powiedzmy, że ja też chętnie z tego skorzystam. W końcu przed nami sporo pracy, prawda?
– Tecia, no właśnie bo… – zaczął zakłopotany, ale weszło mu w zdanie potężne kichnięcie. Wysmarkał nos.
– Jak tam na dzisiaj? – zapytałam współczująco.
– Lepiej. Leki mnie trzymają, ale… właśnie próbuję ci powiedzieć, że nie mam dla ciebie na dziś pracy.
– Żadnej? – byłam rozczarowana.
– Żadnej.
– Szefie… to znaczy Arek! Słuchaj! Ja nie mam zamiaru brać wypłaty za „nicnierobienie”, więc w ramach pracy proszę o pozwolenie mi na wysprzątanie twojego apartamentu.
– Ale…
– Proszę! Potrzebuję pracy! – myślałam, że tym sposobem go jakoś podejdę.
Westchnął i podniósł ręce do góry. Poddawał się mojej woli. Czy to był dobry znak? Jeszcze tego nie wiedziałam, po prostu chciałam mu pomóc.

            Kuchnia, łazienka, korytarz… Spędziłam całe godziny na robieniu tych zaległych czynności, o których zapracowany mężczyzna nie miał czasu myśleć. On oddawał się pracy z laptopem na kolanach i chorowaniu pod kołdrą, ja w pocie czoła szorowałam jego brudy. Jak się z tym czułam? Było mi ciężko na sercu. Nie chodziło o to, że czyszczę to wszystko, ale o coś całkiem innego. Chciałam jakoś sprawdzić, czy Arek naprawdę jest impotentem, ale nie wiedziałam jak. Do sprawdzenia tej informacji nie mogłam użyć innego środka jak tylko cielesnego, a przecież seks z nim na razie nie wchodził w grę.
Niczym dobra, kochająca żona ugotowałam dla niego obiad. Zjedliśmy, a później wysłał mnie znów po teczki do biura. Byłam już koszmarnie zmęczona, marzyłam o tym, żeby się położyć… ale pojechałam. Bo czego nie robi się dla mężczyzny swojego życia?! W ostatniej chwili złapałam Julkę, jak wychodziła z sekretariatu.
– Rany, dziewczyno! Co ci się stało? Zderzyłaś się z tirem?! – zażartowała.
– Jestem tylko zmęczona.
– I jak, dalej z ciebie czerpie? Nie sprzątaj tego! Zostaw mu to i niech zarośnie brudem! – namawiała mnie do postępowania wbrew mojemu sercu.
– Dlaczego tak go nie lubisz? – zapytałam otwarcie.
– Bo to miał być mężczyzna mojego życia, a okazał się… zwykłym dupkiem. – Posmutniała na moment. – Chcesz klucze?
– Tak.
Uderzyło mnie to stwierdzenie: „mężczyzna mojego życia”. Ile kobiet myślało tak o Arkadym? Na pewno dziesiątki, jeśli nie setki – był łakomym kąskiem z kupą kasy, ładną twarzą i kulturą, który mógł grać rolę wspaniałego kochanka, sponsora czy męża. Ale to ja teraz miałam szansę się do niego zbliżyć, lecz nie tak jak one wszystkie. Nie chciałam zaczynać tego związku od seksu. Chciałam czegoś więcej.
– Masz, mała – podała mi klucze. – Weź sobie, co chcesz i później zostaw klucz w portierni. Ja już wychodzę. Mam dosyć paplania przez telefon. Cześć! – Ruszyła w stronę drzwi, ale zanim wyszła, odwróciła się jeszcze na moment i dodała: – Nie daj się wykorzystać. On nie jest tego wart – zakończyła z gorzką nutą.
Uśmiechnęłam się do niej niemrawo, po czym weszłam do gabinetu szefa. Zostałam tym razem sam na sam z wszystkimi jego rzeczami i sprawami. Musiał tutaj trzymać jakieś swoje męskie tajemnice! Na szczęście w porę zorientowałam się, że w pomieszczeniu jest kamera. „Ups! Ale by była draka, jakby ktoś doniósł mu, że szperałam w jego rzeczach.”
Z archiwum wzięłam potrzebne teczki, wzięłam też kilka pustych, które Arek miał zamiar zagospodarować. Miałam także znaleźć czerwony pendrive, który spoczywał gdzieś w jego biurku. Usiadłam więc z czcią na jego szefowskim fotelu i zaczęłam otwierać szuflady. Co tam znalazłam? Nic co nie byłoby związane z pracą. Oprócz miętówek, gum do żucia i… jęknęłam cicho. „Prezerwatywa!” Spoczywała w ostatniej szufladzie, na dole biurka, przykryta kopertami z płytami CD. Schowana za biurkiem, gdzie nie mogło mnie ujrzeć czujne oko kamery, wzięłam ją ostrożnie w dwa palce i obejrzałam sobie z dwóch stron. Była nieruszona.
– Co?! – zdziwiłam się, gdy zobaczyłam, że jest ona przeterminowana. I to o całe dwa lata!
Albo o niej zapomniał, albo nie robił tego tutaj, albo… nie robił tego od bardzo dawna. No chyba, że nie lubił robić tego w gumie. Tymczasem nie mogłam odkryć tej tajemnicy, za to w mojej głowie powstało wiele pytań bez odpowiedzi. Pozostało mi wrócić do niego i udawać, że wszystko jest ok, a ja nie grzebię w jego osobistych rzeczach, w poszukiwaniu prawdy.

            Drugi raz podkusiło mnie, żeby zajrzeć w jego osobistą przestrzeń, gdy wsiadłam do jego wozu. Wyjechałam z parkingu i zajechałam pod sąsiedni sklep spożywczy.
– Pokaż kotku, co masz w środku – powiedziałam zabawnie, po czym otworzyłam schowek na bibeloty samochodowe i zaczęłam szperać. Gumy do żucia, chusteczki, stary zapach do samochodu i… kolejna prezerwatywa. Ta nie była przeterminowana. Co więcej? Miała przyczepioną klejem karteczkę z hasłem „Stop HIV!”
– Aha… – domyśliłam się, że szef musiał wziąć przymusowo udział w akcji przeciwdziałającej zarażeniom tym wirusem, kiedy był w jakimś klubie z kolegami lub z koleżankami... „Ryćkum-tyćkum! A jeśli on jest chory!?” To zmroziło mi krew w żyłach. Może dlatego nie uprawiał seksu?! To stawiało moją przyszłość u jego boku pod znakiem zapytania.

            Powróciłam do mieszkania pół godziny później, żeby wywiesić pranie i podać Arkowi teczki i pendrive. Był tak bardzo zajęty klepaniem w klawiaturę, że byłam pewna, że nie zwróci uwagi na mój smętny wyraz twarzy. Z poskładanymi w kostkę, wysuszonymi już skarpetkami dopasowanymi w pary, podeszłam do komody stojącej w jego sypialni i ukucnęłam.
– Ładna bielizna – odezwał się niespodziewanie.
„Słucham?! Skąd może wiedzieć, co mam na sobie?!”
Wstałam i popatrzyłam na niego zdębiała.
– Masz rozpięty zamek w spódnicy – uśmiechnął się dziwnie. Czy to był zdrowy przejaw męskiej fascynacji kobiecą bielizną, czy jedynie szefowska uwaga?
– Przepraszam, nie wiedziałam. – Sięgnęłam do zamka i spróbowałam go zapiąć… – O nie! On się po prostu zepsuł! – jęknęłam. To stawiało mnie w roli dziewczyny chodzącej po całym mieście z rozpiętym suwakiem, pokazującej światu swoje czarne majtki z koronkową, trójkątną wstaweczką, i to w miejscu gdzie zaczynały się pośladki.
Myślałam, że przejdzie obok tego obojętnie, ale on zareagował.
– Nie wstydź się, są ładne – zażartował.
– I co ja teraz zrobię?! Żakiet zostawiłam w samochodzie…
– Pożyczę ci mój płaszcz, jeśli chcesz. Zawsze możesz zaszyć zamek igłą i nitką. Mamie się tak kiedyś rozlazł zamek na weselu u kuzynki. Pozaszywała i było ok.
– Masz coś takiego?
– Yyy, przykro mi ale raczej nie. Nie ceruję ubrań, po prostu je wyrzucam – odpowiedział zakłopotany.
– Ale wstyd – zakryłam twarz dłońmi. – Chodziłam tak po mieście, ludzie się gapili… o rany!
– Tecia, spokojnie! To jeszcze nie koniec świata. Gorzej jakbyś miała pod spodem stringi! – żartował i pocieszał mnie jednocześnie. – Ten model pokazuje tylko… nie wielką, malutką część twojej pupy.
„Zauważył to! Zauważył! Arkady patrzył się na mój tyłek! I zauważył taki drobny detal! Nie, impotent by tego nie zauważył.” Ucieszyłam się.
– W takim razie pożyczę płaszcz od szefa – uśmiechnęłam się z ulgą. – Zaraz będę wychodziła, tylko muszę jeszcze poskładać szefa koszulki. Włożę je do szafki jutro. Z wiadomych względów.
– Wiesz noo… mnie to nie przeszkadza, że… – ugryzł się w język i spoważniał. – Przepraszam, to niestosowne ze strony szefa. Zapomniałem się, że… nie jesteśmy w domu, tylko w pracy, a ty jesteś moją asystentką, a nie… – utkwił wzrok w ekranie. Zawstydził się swojej śmiałości. A może on po prostu był nieśmiały do kobiet?
– W porządku, nic się nie stało. Ale dodam, że oprócz tego, że jestem twoją asystentką, jestem także kobietą – nie wiem, dlaczego to powiedziałam. Ale moje słowa sprawiły, że Arkady znów utkwił we mnie wzrok.
– Tak, masz rację. Jesteś kobietą – odpowiedział. Przejechał po mnie wzrokiem z góry na dół i powrócił do swojego ekranu.
Westchnęłam. Już był zajęty czymś innym. Nieświadoma tego, co może sobie o mnie pomyśleć mój szef, olałam rozpięty z tyłu suwak i przeparadowałam z majtkami na wierzchu po jego sypialni. Gdy wychodziłam, nie zamknęłam nawet za sobą drzwi. Już miałam wchodzić do kuchni… ale odwróciłam się. Gapił się na mnie! I tym razem to nie był wzrok rozbawionego chłoptasia, Arkady patrzył na mnie inaczej. Jakby… zainteresował się na poważnie moją bielizną.

            W piątek nie było lepiej, ciągłe sprzątanie i robienie z praniem, teczki, samochód, zakupy i obiad… A jednak z jednego względu dzień ten okazał się niezwykły i przełomowy. Odważyłam się przekroczyć próg salonu apartamentu mojego szefa. Co tam znalazłam? Pewnie niejedna kobietka wyobrażać by sobie mogła, że za zamkniętymi drzwiami apartamentu szefa jest seks-pokój z zabawkami dla dorosłych. Ale ja znalazłam coś innego. To było chyba najrzadziej używane przez niego pomieszczenie. Wyglądało tak, jakby nikt tam od dawna nie zaglądał, albo jakby robił to niezwykle rzadko. Po prostu salon, zwykły salon. Na politurowanych, ciemnych meblach spoczywała spora warstewka kurzu. Był tam duży telewizor zawieszony na ścianie, kominek i typowa, loftowa ściana z cegieł. Odkryłam kilka trupów w postaci zasuszonego fikusa, palmy oraz rośliny pnącej – jakiegoś rodzaju bluszczu, który piął się po cegłach ku górze.
– Czas posprzątać te roślinne zwłoki – westchnęłam zawiedziona. Arkady nie dbał nawet o rośliny. Jak miałby zadbać o kobietę!? Albo o dziecko?! Jedyne o co dbał, to praca. Przypomniałam sobie o rozczarowanej nim Julii. „Jak długo się spotykali? Czy uprawiali seks? Jeśli tak, to jak często? Czy wychodzili razem na miasto? Do kina?”

            Szef zapowiedział, że w sobotę pracujemy w biurze, więc to dziś była moja ostatnia szansa na przyjrzenie się jego życiu osobistemu. Byłam niemal pewna, że znajdę tutaj coś bardzo interesującego. Najpierw przetarłam kurze, później zamiotłam podłogę i wypucowałam okno. Mycie drewnianej podłogi pozostawiłam sobie na koniec. Najpierw jednak delikatną miotełką z piórek chciałam przetrzeć interesująco wyglądającą biblioteczkę.
– Poezja, poezja… poezja – Arkady miał jej na półce dosyć sporo. Na samej górze znalazłam w końcu coś ciekawego. To był rodzinny album ze zdjęciami. Nie mogłam się oprzeć, żeby nie zajrzeć do środka. Usiadłam na szarej, miękkiej sofie, która również wyglądała jakby nikt nigdy na niej nie siedział, i otworzyłam tę skarbnicę rodzinnych wspomnień Kaminskych.
Każde zdjęcie było podpisane datą, imieniem lub miejscem, gdzie zostało zrobione. Znalazłam tam wiele ciekawych kadrów ze Stanów Zjednoczonych – rodzinne wczasy w różnych zakątkach kraju. Była tam jego mama, Jessica: niezbyt urodziwa blondynka o szczupłej sylwetce i wąskiej szczęce. Jego tato, Tom, był przysadzistym grubaskiem o surowym wyrazie twarzy. Na każdym zdjęciu miał taką samą minę, niezależnie do tego, ile miał lat. Był tam też brat Arkadego – Gregory, czyli polski Grzegorz. Trafiłam na zdjęcie rodzinne ze świąt – znajdowało się na nim sporo osób, wielgachna choinka i sowicie zastawiony stół wigilijny. A sam Arcio? Wraz z dorastaniem dostrzegłam u niego tylko tyle, że z każdym rokiem był coraz smutniejszy. Jakby schorowany.
„A może on jest chory?”
Zamknęłam album i odłożyłam go na miejsce. Niestety, wypadło mi jedno zdjęcie, które musiało odkleić się z kartki albumu. Wpadło mi pod sofę.
– O nie! – jęknęłam cicho. Uklękłam, żeby je podnieść, a wtedy nagle stały się dwie rzeczy w jednej chwili. Po pierwsze: moja wąska, ołówkowa spódnica strzeliła w szwach! Po drugie: pod sofą, stojącą na eleganckich, pozłacanych nóżkach, znalazłam nie tylko zdjęcie, ale i opakowanie po tabletkach. W tej chwili to odkrycie zagłuszyło tymczasem mój spódnicowy dramat. Sięgnęłam po pudełko. Usiadłam na sofie i przyjrzałam się opakowaniu. Skądś była mi znajoma ta nazwa… „Zaraz! Przecież tata takie bierze!”
– Cukrzyca – szepnęłam. „Czy tabletki należą do niego?!” Musiałam poznać prawdę, ale czy miałam prawo mieszać się do jego osobistych spraw? Jeśli miał cukrzycę, potrzebował zmiany diety! To było kluczowe dla jego zdrowia! „A może należą do jego matki lub ojca? Albo zgubiła je jakaś jego kochanka?!” W salonie nie znalazłam żadnej części damskiej bielizny, zużytej lub nieotworzonej prezerwatywy, czy innych śladów świadczących o tym, żeby szef prowadził tutaj bujne życie towarzyskie czy erotyczne. Postanowiłam, że po prostu zapytam go, co to jest…

            Podałam mu to pudełko, a on przyjrzał się mu i zmarszczył swoje szerokie, czarne brwi.
– Musiały mi kiedyś spaść, nie wiem… – wzruszył ramionami i oddał mi pudełko. – Wyrzuć do kosza.
– Szefie, czy to coś poważnego? – nie mogłam się oprzeć, żeby go o to nie zapytać. Zaczęłam się o niego poważnie martwić.
– Wszystko mam pod kontrolą – rzucił na odczep się i powrócił oczami do ekranu laptopa. Myślał, że ma ten temat za sobą, ale nie ze mną takie numery.
– Szefie, jeśli ma pan cukrzycę, to musi szef zmienić dietę.
– Dlaczego tak bardzo cię o to obchodzi, co? – niemal warknął na mnie. W jego oczach po raz pierwszy dostrzegłam pewnego rodzaju wrogość. Następnie jego wzrok zjechał na moje biodra i tam już pozostał.
Popatrzyłam w dół. Na boku szarej spódnicy o kroju ołówkowym rysowało się paskudne rozdarcie w szwie.
– Musiał mi puścić, jak siadałam na podłodze… to znaczy ten szew. – Mało mnie to jednak w tej chwili obchodziło.
– Co robiłaś na podłodze?
– Sprzątałam.
Westchnął ciężko i przewrócił oczami.
– Tecia, jestem ci niezwykle wdzięczny za to poświęcenie, ale… nie wyręczaj mnie więcej. Nie chcę, żebyś pomyślała, że cię chcę wykorzystać.
Nie chciał mnie wykorzystać, a to już było coś! Był szczery, dlatego po raz kolejny zapytałam:
– To co z tą cukrzycą? – podparłam sobie boki. – Bo jeśli szef ma specjalistyczną, zdrowotną dietę, to nie powinnam kupować szefowi płatów kukurydzianych, pączków i słodkich napojów.
Zakłopotany, odwrócił wzrok. Tak, doskonale wiedział, co znajduje się na zakazanej liście cukrzyków.
– Skąd wiesz, czego mi nie wolno? – Utkwił we mnie poirytowany wzrok. Naprawdę grałam mu na nerwach, ale cel był wart poświęcenia.
– Bo mój tato też ma cukrzycę. Mama gotuje dla niego specjalne dania nisko cukrowe. Dzięki temu jego choroba zatrzymała się. Nie pogłębia się, a tata czuje się lepiej.
– Doskonale. Ja także czuję się… – zamknął oczy, jakby coś go zabolało. – To tylko głowa – wytłumaczył od razu.
– Trzeba także pilnować pory posiłków. Jeść pięć razy dzienne, regularnie, niewielką ilość jedzenia…
– Pani doktor, głowa mnie boli – jęknął ironicznie. Myślałam, że żartuje, ale po chwili naprawdę chwycił się za głowę.
– Tabletka?
– Przynieś. Powinny być w szafce nad okapem.

            Pognałam tam, żeby dopomóc mojemu biednemu Arciowi. Nie zaglądałam wcześniej do tej półki, wiedziona przeczuciem, że może zaatakować mnie znów jakaś wypadająca stamtąd, niedokończona paczka chrupek albo płatków śniadaniowych. Tym razem przystawiłam sobie taboret. Najpierw jednak musiałam podgiąć tę cholernie wąską spódnicę, której postanowiłam nigdy więcej na siebie nie zakładać. Miałam ochotę natychmiast wrzucić ją do kosza! Ale nie wypadało latać po mieszkaniu szefa w samych majtkach. Cudem wdrapałam się na górę. Otwieram, patrzę…
– No pięknie! – skomentowałam fakt istnienia wielu podobnych, do znalezionego przeze mnie, pudełek z lekami na cukrzycę. Do tego glukometr i kilka pudełek pasków do glukometrów. On tego wcale nie używał! Wszystko było pozamykane od nowości! Zaczęłam przeglądać daty. Wiele z nich było przeterminowanych.
– Arkady, dlaczego ty to sobie robisz?
Dostrzegłam w końcu tabletki na ból głowy. Zeszłam z taboretu, nalałam wody do szklanki i ruszyłam do sypialni szefa. Położyłam tabletkę na szafce nocnej, obok szklanki, ale on nie zareagował. Bo pierwsze co zrobił na mój widok, to zapatrzył się na moją podwiniętą do góry spódnicę. Miałam kompletnie odsłonięte uda! Szybko zaczęłam ją ściągać w dół. Niestety, i tym razem pokazałam niechcący szefowi swoją bieliznę. Zsunęła mi się niżej, niż chciałam!
– Koronka różowa – skomentował i uśmiechnął się jak prawdziwy facet, któremu podoba się, gdy kobieta ubierze się seksownie.
– Słucham? – „Czy ja się przesłyszałam i przewidziałam?!”
– A nic, tak tylko do siebie… – wybrnął z sytuacji. Potem sięgnął po tabletkę oraz szklankę wody, następnie z obrzydzeniem zażył pigułkę.
„Czy on właśnie dał mi do zrozumienia, że podoba się mu moja bielizna!? Jeśli tak, to może podobały się mu jednak kobiety i może nie był impotentem?!” Nie czas było jednak na takie rozważania.
– Szefie – przysiadłam na jego łóżku z błaganiem w oczach. – Dlaczego szef się nie leczy? Cukrzyca to jest niebezpieczna choroba.
Temat nie był mu w smak, ale podniósł w końcu tę rękawicę, którą mu rzucałam.
– Nie mam czasu. Zapominam o lekach i mierzeniu cukru. Nie mam czasu na gotowanie i…
– Ale ma szef mnie, a ja mam zamiar szefowi pomóc.
Zmarszczył brew, jakby odkrył coś bardzo dziwnego. A później równie skwaszony zapytał:
– Tekla, czy ty się przypadkiem we mnie nie zakochałaś?
„Ryćkum-tyćkum! Odkrył to!” To było jak policzek i uderzenie w brzuch jednocześnie. Nie mogłam przecież przyznać się do swoich uczuć, zanim on pierwszy mi ich nie wyzna! A zabieganie o jego względy w obliczu wyznania mu miłości, mogło skończyć się wyrzuceniem z pracy! Musiałam więc skłamać. Zachowałam twarz i udałam zdumienie.
– Nie! – odparłam pewna swego. Podniosłam się z jego łóżka i oznajmiłam: – Jest już szesnasta, więc skoczę do łazienki i wracam do domu.
Miałam nadzieje, że utrzymałam swój ton na w miarę zrównoważonym poziomie, lecz Arkady odczytał go jako moje oburzenie.
– Przepraszam, po prostu… nikt tak nigdy koło mnie nie skakał. To znaczy żadna kobieta, która nie byłaby moją matką – dukał zakłopotany. Nawet zaczerwienił się z zażenowania. – Ale nie gniewasz się, co? – spojrzał potulnie.
– Nie – rzuciłam krótko. – Do widzenia, szefie! – Odwróciłam się, wyszłam i zamknęłam za sobą drzwi jego sypialni.
Odetchnęłam. „O mały włos!” Serce biło mi jak szalone, a ręce trzęsły mi się, jakbym była na głodzie narkotycznym lub alkoholowym. Ominęłam łazienkę, wzięłam z wieszaka torebkę i wyszłam, żeby tylko nie zadał mi kolejnego takiego pytania. Dałam po prostu stamtąd nogę.

2. Fragment czytany przez lektora


I jak? Pewnie bardziej spodobał się Państwu ten drugi fragment… Przyznam, że w trakcie nagrywania rozbolało mnie gardło i zaczęłam kaszleć. Ale czego nie robi się dla Czytelników i Czytelniczek?

A jeśli spodobały się Państwu te fragmenty, to zapraszam do odwiedzenia mojej strony www.ecl-pisarka.pl. W moim Ebook Romanse Sklepie znajdą Państwo ebook 49 WESTCHNIEŃ TECI, który można zakupić także w Empiku, Ebookpoint i Legimi. Dla tych z Państwa, którzy wolą książki w wydaniu papierowym, jest dostępna w wersja w druku na życzenie w sklepie internetowym Książki Ridero. Na realizację czeka się góra dwa tygodnie, trzeba tylko wykonać przelew przez Pay Pal. Przyznam, że wielokrotnie zamawiałam w ten sposób książki w tym sklepie i jestem zadowolona z druku.

To tyle co chciałam Państwu powiedzieć. Mam nadzieję, że nie nudzili się Państwo podczas słuchania. Jest mi niezmiernie miło, jeśli dotrwali Państwo do samego końca. To znaczy, że dałam radę i że jeszcze będzie mnie można usłyszeć w tym radiu. Gratulacje dla Pana Pawła za to, że stworzył ten kanał! Dziękuję, że pozwolił mi Pan dołączyć do tego projektu.

Życzę Państwu dobrej nocy i mam nadzieję, że do usłyszenia!

CAŁA AUDYCJA

Audycja z dnia 2024-02-16 godz. 19:00    
Źródło: www.ecl-pisarka.pl
Zapisz się do newslettera:
Wyrażam zgodę na przetwarzanie moich danych osobowych w celach marketingu usług i produktów partnerów właściciela serwisów.
- SERDECZNIE ZAPRASZAMY! - Radio Głos Literacki