Dodano: rok temu
Czytane: 389
Autor:
Ewelina C Lisowska
Artykuł użytkownika
W piątek 5 kwietnia autorka romansów Ewelina C Lisowska opowiedziała o 2. cz. serii WIEK-NIEWAŻNY pt. Powroty. Posłuchaj archiwalnie.
Dobry wieczór Państwu!
Wita się z Państwem Ewelina C. Lisowska, autorka romansów współczesnych, historycznych, science fiction, fantasy i komedii romantycznych. Jest mi niezmiernie miło, że zdecydowali Państwo spędzić ten piątkowy wieczór ze mną i moją powieścią pt „Powroty”, która jest drugą częścią serii WIEK-NIEWAŻNY i płynną kontynuacją cz. 1. Szukając siebie. – której mówiłam w zeszłym tygodniu. Nagranie jest dostępne w archiwum Radia Głos Literacki, tak że nic straconego, jeśli nie mogli Państwo być ze mną w zeszły piątek.
Ale powróćmy do serii WIEK-NIEWAŻNY.
Ta wyjątkowa seria romansów współczesnych, która porusza ważne życiowe sprawy, na razie składa się z trzech części – w głowie lewituje mi czwarta, lecz póki co zbieram siły, aby ją napisać. Nie żebym miała brak weny, ale po prostu brak czasu i sił. Każda powieść, która skłania autora do pisania o ważnych i trudnych sprawach życiowych zwykłych ludzi, wymaga wielu starań, otwartego serca i pełnowymiarowej wizji wydarzeń, które powinny w sposób naturalny wydarzyć się w książce. Nie inaczej było podczas pisania POWROTÓW.
Teraz przeczytam Państwu opis książki, który przybliży mniej więcej, o czym jest ona jest i czego można się po niej spodziewać. Następnie przeczytam parę rozdziałów powieści, a zaraz po mnie usłyszą Państwo przyjemny głos lektora, który idealnie odda emocje głównych bohaterów.
Seria WIEK-NIEWAŻNY cz. 2. Powroty Romans współczesny, erotyczny
Kasię spotykamy po roku od chwili zerwania wszelkich kontaktów z Dariuszem. Tych dwoje wpada na siebie przypadkowo. On postanawia wykorzystać sytuację, aby odnowić znajomość. Ona nadal wzbrania się przed jego zalotami. Wszak Kasia mocno zraniła Darka, a on mocno zranił ją. Jednak czy uda się posklejać to, co zostało zniszczone już w zalążku? Kasia jest bardzo nieufna, wciąż krwawią w niej stare rany, dają o sobie znać kompleksy. Daro, jako mężczyzna po przejściach, jest jednak bardziej optymistyczny i walczy do samego końca. Gdy ostatnia szansa na szczęśliwy związek zostaje zniweczona, pojawia się w życiu Kasi ktoś jeszcze... Jeśli myślisz, że akcja dalej potoczny się schematycznie, oczywiście mylisz się! Kasia będzie musiała wybierać pomiędzy trzema miłościami. Ostateczny wynik będzie zaskakujący. POWROTY obfitują w niespodziewane zwroty akcji i huśtawki emocji. Opisane przez autorkę sceny erotyczne nie są wulgarne, mogą Cię bardzo zaskoczyć. Jeśli szukasz w książkach stonowanej erotyki, nieprzewidywalnej akcji, a dodatkowo lubisz serie, przeczytaj drugą część serii WIEK-NIEWAŻNY.
Teraz przeczytam dla Państwa dla rozdziały książki.
Ewelina C. Lisowska Seria WIEK-NIEWAŻNY Cz. 2. Powroty
Rozdział 1. Uspokajający smak melisy
Kolejny niepotrzebny mebel. Nie potrafiłam inaczej określić siebie w tym miejscu pełnym pięknych obrazów, wrażliwych ludzi, artystów, pasjonatów sztuki i pracowników, którzy każdego dnia dokładali swoich starań, aby to miejsce żyło i przynosiło zyski swojemu właścicielowi. Gdy spoglądałam teraz na jeden z obrazów Józefa Chełmońskiego, nie byłam w stanie oderwać oczu od tęsknie wyciągniętej w powietrzu dłoni zwyczajnej, wiejskiej dziewczyny. Kim była? „Nie wiem.” Swoją dłonią chciała sięgnąć nieba, czy wyobrażała sobie, że obok niej stoi zmarły ukochany i czekała, aż jego duch dotknie jej ręki? Bolesne ukłucie w sam środek serca kazało mi wrócić do rzeczywistości. To stało się zaledwie trzy miesiące temu. Odszedł, ale gdy zamykałam oczy, niemal wyczuwałam przy sobie jego obecność, zupełnie jakby jego dusza pozostała przy mnie. A jednak to nie jego dusza lecz smętne wspomnienia i cierpienie przygniatały mnie w tej chwili – tak jak wczorajszego dnia i jeszcze wcześniej… A przecież już prawie pogodziłam się z jego utratą. – Kasiu! Czy mogłabyś zająć się drugą grupą? To wyjątkowa sytuacja! Odwróciłam się. Ujrzałam za sobą moją koleżankę, Aleksandrę Sułkowską, z którą pracowałam już prawie dwa miesiące. Ona zajmowała się oprowadzaniem zwiedzających, opowiadała o dziełach i artystach. A ja? Myłam, zamiatałam i ustawiałam ekspozycje, ale nawet nie byłam w stanie przypomnieć sobie nazwisk artystów, o których uczyłam się kiedyś w szkole artystycznej. – Zajmij ich tym obrazem, a ja w tym czasie dokończę tamtą grupę. – Dobrze. – Skinęłam lekko głową. Do obszernego, wysokiego na cztery metry pomieszczenia, usytuowanego na planie prostokąta, weszła grupa dziesięciu osób. Na pierwszy rzut oka mogłam stwierdzić, że są to obcokrajowcy. Jedyne czym mogłam sobie w tej chwili pomóc to folder, w którym po angielsku zamieszczony był opis całej wystawy. Zabrałam z niewielkiego stolika dziesięć folderów i z wymuszonym uśmiechem na twarzy podeszłam do tych ludzi. Ich oczy ledwie zdążyły mnie dostrzec, zanim wtopiły się w barwy, kształty i światłocienie obrazów wybitnego, polskiego artysty. – Proszę, proszę… – mówiłam i podawałam im moją przepustkę do milczenia. Co niby miałabym im opowiedzieć o „Dziewczynie z dzbanem”? „Obraz ten odczytuję wyjątkowo osobiście, gdyż pod warstwą farby i niewątpliwego talentu artysty odczytuję w nim skrawki swojej duszy…” – Świetnie to rozegrałaś! Sama nie wiedziałabym, co mam im powiedzieć! To Holendrzy! – Ola poprawiła na głowie gęstwinę swoich rudawych loczków, po czym zapięła guzik białej bluzki z kołnierzykiem, rozpinającej się jej na każdym kroku. – Muszę powiedzieć Solskiemu, żeby sprawił nam nowe mundurki. Te już są chyba dla nas za małe. – Przyjrzała mi się swoimi zielonymi oczyma i po chwili dodała: – To znaczy: mnie sprawił! Bo ty, biedulko, to mizerna jesteś. Tak, przy obfitych ale zgrabnych kształtach figury Olki, ja byłam niczym wieszak. Matka dwójki dzieci, pełna energii kobieta pracująca. Byłam jej przeciwieństwem, a jednak odnalazłyśmy wspólny język. Czasem się jej zwierzałam, lecz nie do końca byłam przekonana, czy aby nie popełniam w ten sposób życiowego błędu, będąc zbyt ufną wobec prawie obcej mi osoby. W tej chwili jednak mało mnie to obchodziło. Nadeszła godzina powrotu do nie mojego domu. – Chodź na pizzę, jestem bardzo głodna – poprosiła mnie koleżanka. Nie potrafiłam jej odmówić, zwłaszcza że jeszcze nie miałam ochoty wracać do domu. Szłyśmy sobie spacerkiem po ulicy pełnej samochodów i ludzi. Kocie łby niemiłosiernie wykręcały nasze stopy, obute w eleganckie buciki na obcasach. Było tak gorąco, że ciężko było uwierzyć w to, że to dopiero środek maja. – Och! Ale śliczne! – powiedziałam zachwycona, gdy zatrzymałyśmy się przy sklepie z biżuterią. W niedawnej przeszłości nie pozwalałam sobie na noszenie takich klejnotów, mimo że było mnie na nie stać. Ale to było kiedyś. Z tamtego czasu pozostały mi tylko bursztynowe kolczyki od Leszka i naszyjnik, który do nich dokupiłam. Westchnęłam sentymentalnie. – Nic się nie przejmuj, Moja Droga, kiedyś sobie na to uzbieramy – pocieszyła mnie Olka. – Ja może trochę później niż ty, bo mam dzieci i męża. Jakiś nowy ciuch by się przydał. Jeszcze dzieciom trzeba pomyśleć coś do szkoły kupić. Za tydzień idą do zerówki… – i zaczęła opowiadać o swoich pociechach. Lubiłam jej słuchać, bo jej opowiadania choć trochę przybliżały mi klimat, jaki panuje w szczęśliwej rodzinie, gdzie są dzieci, żona i… mąż. – To twoje dzieci są w tym samym wieku? – zagadnęłam, gdy ruszyłyśmy dalej. – Tak. To bliźnięta dwujajowe, Krzyś i Ryś. Dwa łobuzy! Ciężko ich utrzymać w jednym miejscu. – Westchnęła ciężko. – A mąż ci nie pomaga? – No, wiesz. Jak to faceci! – fuknęła z ironią. – Oni mają swój świat i swoje klocki. Coś tam niby sobie uzgadnialiśmy po ślubie, ale on się za bardzo nie stosuje. A jak u ciebie? Jest ktoś? Nie nosisz obrączki, ale pozory mogą mylić! – Uśmiechnęła się do mnie i popatrzyła spod wpółprzymkniętych powiek. Najwyraźniej nie mogła w nocy zasnąć. – Ja… nie mam nikogo – wyznałam z ciężkim sercem i z nie lada wstydem. Tak było za każdym razem, gdy ludzie pytali się mnie o takie rzeczy – byłam skrępowana, smutna i rozczarowana swoim losem przymusowej singielki. – No i dobrze! Przynajmniej masz więcej czasu dla siebie! – pocieszyła mnie od razu. Zawsze umiała znaleźć dobrą stronę czegoś negatywnego. – Ja to już w ogóle dla siebie czasu nie mam. Ciągle dom-praca, praca-dom… Teraz się jeszcze problemy z dziećmi zaczną. To takie łobuzy są! – Myślę, że chcą zwrócić na siebie twoją uwagę. Ty przychodzisz z pracy i szukasz ciszy, a one szukają twojej uwagi – rzekłam, jakbym miała jakiekolwiek pojęcie o dzieciach. – Może coś w tym jest. – Zamyśliła się. – Trzeba je czymś zająć. Dotarłyśmy do niewielkiej pizzerii, mieszczącej się na rogu ulicy. Weszłyśmy do ciemnego, dusznego pomieszczenia pełnego ludzi, pachnącego pieczonym ciastem, czosnkiem i śródziemnomorskimi przyprawami. Obydwie nie lubiłyśmy tłoku, dlatego poszukałyśmy sobie wyludnionego miejsca w głębi budynku. To była mała salka z dziwnym wprost wystrojem, w której mieściły się zaledwie dwa stoliki. Wystrój przypominał nieco wnętrze trumny: ściany okryte brązowym, aksamitnym materiałem, jakieś suche, powyginane dziwacznie gałązki i mnóstwo małych wkładów do lampionów, świecących się niczym błędne ogniki. Atmosfera była w sumie romantyczna, dlatego znalazła tu schronienie również para zakochanych. Zamówiłyśmy pizzę, a do tego sos czosnkowy. – Musi ktoś być – upierała się Ola. – Przykro mi, ale cię rozczaruję: nie ma nikogo – mówiłam niedowierzającej koleżance. Uśmiechnęła się do mnie jednostronnie. Musiałam jej to wyznać: – Kocham kogoś, ale to miłość nieszczęśliwa. Można powiedzieć, że wręcz tragiczna. Kosztuje mnie zbyt wiele. Na wspomnienie tragicznych przeżyć nagle zaczęłam się czuć nieswojo w tej ciasnej klitce. Poczułam napięcie narastające w dolnym odcinku mojego kręgosłupa. Do tego te dręczące mnie ciągle wspomnienia – było ich zdecydowanie zbyt wiele i pojawiały się zbyt często. – I do tego ciągle te koszmarne dolegliwości – westchnęłam poirytowana. – To jest najgorsze. Człowiek się tylko męczy i chodzi taki zwieszony, że szok – odpowiedziała mi. Najwidoczniej próbowała wczuć się w moje położenie. – Przepraszam cię na chwilkę. Muszę zażyć lekarstwo. – Wyciągnęłam z torebki, dobrze znane mi, opakowanie ze środkami uspakajającymi. Wysypałam z niego na dłoń dwa brązowe krążki. Przypomniało mi się, jak pewnego dnia Dariusz zabronił mi je brać… Urwałam to wspomnienie, a później połknęłam tabletki, jedną po drugiej. – Nerwy, co? – Skąd wiesz? – Czasem łykam podobne – rzekła od tak, jakby chodziło o coś zwyczajnego. Zaskoczyła mnie tym. – Coś poważniejszego? – Lęki, czasem depresja – wyznałam, bez zastanawiania się nad konsekwencją swoich słów. Miałam nadzieję, że Ola nie jest plotkarą. Wyglądała na osobę godną zaufania. – Oj! Ja też to mam. – Popatrzyła na mnie ze zrozumieniem. – Ważne, żeby nie zamykać się z tym w domu i rozmawiać z ludźmi. – Tak, masz rację – przyznałam, uspakajana przez wchłaniające się w mój krwioobieg tabletki. – To jego wina? – zapytała o pana Ziębę. – Nie, mam to od dziecka. – „Choć przez niego trochę też. Ale bardziej z mojej winy. Przecież sama to wszystko sobie zrobiłam.” Nie miałam zamiaru, aż tak szczegółowo, zwierzać się z minionych wydarzeń. – Wiesz, w razie czego możesz się mi wygadać. Ja cię chętnie posłucham, choćby i teraz – napomknęła i zachęciła mnie tym do otworzenia się po raz kolejny. W końcu musiałam mieć jakąś przyjaciółkę, pokrewną mi duszę, która czasem pomogłaby mi w zrozumieniu tego podłego świata. Opowiedziałam jej o tym, jak Darek zjawił się na chwilę i namieszał w moim życiu, pokochał najmocniej, jak się tylko da, a na koniec znienawidził bardziej niż najgorszego wroga. – Oj, dziewczyno! Ale że on tego nie docenił?! – zdziwiła się Ola. – Przecież ty zrobiłaś to z miłości do niego. No, ale faceci są tacy prości. Musiał opatrznie cię zrozumieć. Typowe. – Zamyśliła się. – I jak on się nazywa? – Dariusz… Zięba – wypowiedziałam z trudem. – Hmm, nie znam nikogo takiego. – Przyjrzała mi się bacznie, jakby próbowała odnaleźć we mnie cienie tamtych uczuć. A może, skoro tak cię kochał, nadal coś do ciebie czuje? – Nie. Nie wierzę w to – odparłam trzeźwo i logicznie. – Moja Droga! Więcej nadziei! Myślę, że skoro tak za tobą szalał, to mu tak szybko nie przejdzie. Ty jesteś dość interesującą osobą, więc na pewno cię jeszcze nie zapomniał. Przecież minęło tylko niecałe trzy miesiące od waszego rozstania. – Nie, raczej nie. – Odrzuciłam te brednie na bok. Spojrzałam na zegarek w telefonie. – Na mnie już czas. Dochodzi osiemnasta. – Och! – Przestraszyła się, że czas tak szybko biegnie. – To ja też lecę.
Im więcej dajemy, tym bardziej się bogacimy. A im więcej zatrzymujemy dla siebie, tym bardziej ubożejemy. Oto cała tajemnica radości obdarywania. I tajemnica ubóstwa.
Polityka plików cookies – Radio Głos Literacki
Nasza strona korzysta z plików cookies (tzw. „ciasteczek”) w celu zapewnienia poprawnego działania serwisu,
personalizacji treści oraz prowadzenia statystyk. Korzystając z serwisu, wyrażasz zgodę na ich używanie.
Jeśli nie wyrażasz zgody, możesz je zablokować lub usunąć w ustawieniach przeglądarki.
Szczegółowe informacje znajdziesz w pełnej Polityce cookies.
Zastrzegamy sobie prawo do wprowadzania zmian w Polityce plików cookies,
w szczególności w związku z rozwojem technologii czy zmianami prawnymi.
Wszelkie modyfikacje będą publikowane na tej stronie.