Dodano: rok temu
Czytane: 289
Autor:
Ewelina C Lisowska
Artykuł użytkownika
19 kwietnia słuchacze Radia Głos Literacki mieli okazję posłuchać fragmentu książki NATURA DERWANA Eweliny C Lisowskiej. Audycji można posłuchać archiwalnie o każdej porze dnia i nocy...
Dobry wieczór, tu Ewelina C Lisowska!
Jestem autorką romansów w różnych wydaniach, między innymi piszę ich współczesne i historyczne wersje, o czym mogli się Państwo przekonać słuchając moich poprzednich audycji. To już 10-te spotkanie z cyklu Czytamy Romanse Eweliny C Lisowskiej, czyli spotkanie z moją twórczością. Poprzednim razem opowiadałam o trzeciej części serii WIEK-NIEWAŻNY pt. Kochaj mnie mimo wszystko. Audycji można posłuchać na stronie Radia Głos Literacki, w zakładce Audycje-Piątek. Są tam także wszystkie inne nagrania z tego cyklu. Ale przejdźmy już do tematu dzisiejszej audycji. Dziś opowiem Państwu o kolejnym moim romansie historycznym. NATURA DERWANA, bo o niej będzie dziś mowa, to mój pierwszy wydany romans historyczny.
O czym jest ta książka? Przeczytam opis.
Romans historyczny, 2 połowa XIX wieku. Miłość pana i służącej. Jadwiga jest uduchowioną ogrodniczką, Derwan to surowy urzędnik państwowy. Kiedy on zakochuje się w niej, ona go odrzuca. Nauczona przez życie, aby trzymać się z daleka od swoich panów, Jadzia ukrywa przed ukochanym swoją miłość. Bo przecież bogacz nigdy nie ożeni się z biedną - co najwyżej może ją wykorzystać i porzucić. Sytuacja materialna dziewczyny poprawia się, gdy dziedziczy ona ogród po pewnym arystokracie. Jej własność staje się nagle obiektem zainteresowań partii, które będą z sobą walczyły o władzę w mieście. W jednej z partii jest Derwan. Jak zachowa się ten mężczyzna? Czy weźmie ślub z Jadzią, aby zyskać władzę nad najbardziej strategiczną działką w mieście? Czy Jadzia pozwoli na zniszczenie ogrodu w imię miłości do Derwana? Jaka jest druga ukryta natura Derwana Drozda? NATURA DERWANA to lekki romans z lekką nutką duchowości, która ukrywa się w zapiskach głównej bohaterki zafascynowanej naturą. Połączenie fabuły, osadzonej w końcowych latach wieku XIX, z pamiętnikiem tworzą unikalny klimat, który docenią romantyczne Czytelniczki.
Teraz usłyszą Państwo dwa fragmenty tej powieści, pierwszy przeczytam ja, drugi pan Czarek Papaj z Tu Mówi Książka. Zapraszam do posłuchania.
Ewelina C Lisowska Natura Derwana
Rozdział 5. Bukiet czerwonych róż
Praca Derwana Drozda należała do tych z rzędu papierowych debat o mostach, drogach, fabrykach i nowych budynkach. Od pewnego czasu nosił w sobie odważny zamiar założenia partii, która mogłaby ubiegać się o przejęcie władzy w Ratuszu. Spełniłby wówczas marzenie ojca i być może… w końcu poczułby się spełniony życiowo! Miał trzydzieści pięć lat, a jego serce było zziajane niczym u starego charta, który od wielu lat niestrudzenie przynosi swojemu panu upolowaną zdobycz. Czuł się niczym pionek, marionetka przeszłości i manekin przyszłości politycznej – wymarzonej przez kogoś! Prawda była taka, że był sam… Sam na tym świecie jak samotne drzewo na łące pełnej trawy. Niegdyś poświęcił związek z pewną damą na rzecz kariery w Ratuszu. Z perspektywy lat stwierdził, że był to dobry wybór. Nie kochał jej… To matka była nią zafascynowana, a nie on! To bracia wzdychali do niej po kątach, a nie on! To ojciec widział w niej dobrą żonę przyszłego prezydenta miasta, a on… Chciał jedynie poczuć, że oddycha, że czuje i żyje. Teraz po wielu latach czuł coraz większy ciężar tego, co ciągnęło go na samo dno szarej codzienności. Jaka była istota tego ciężaru, jakie pochodzenie tego niewysłowionego bólu i pustki? „Miłość jest, synu, przereklamowana! Kobiety pragną jedynie klejnotów, powozów i futer! Intensywność ich przywiązania zależy od grubości twojego portfela! Błazenada a nie związki, męka a nie radosne uniesienia! Tyle ci powiem o codziennym życiu w małżeństwie! Kobiety to piękne mumie bez serca! Gotowe w każdej chwili na to, aby zedrzeć z ciebie ostatni grosz! Będą cię wodzić za nos, póki się tobą nie znudzą!” – zwykł mawiać ojciec, gdy wpadał w podły nastrój po awanturach, jakie robiła mu jego żona. A prawda była taka, że mama zawsze była smutna i opuszczona. Nie mogła się pozbyć swojej nadmiernej tuszy, więc nie była zabierana na oficjalne spotkania i bale, które mężczyzna spędzał u boku młodych dam. Teraz widział, jakie to było podłe, choć za życia uważał, że taki jest porządek świata. Dopiero gdy ujrzał autentyczną miłość, jaką darzył z wzajemnością Bellę jego brat Łukasz, zrozumiał, że mit miłości jednak jest prawdą. Zanim zabrał się do pisania kolejnego pisemka – zgody na przebudowę budynku – spojrzał w okno i zobaczył dziwne zjawisko… Była siódma rano. Pierwsze nieśmiałe blaski dnia wdzierały się do ciemnego ogrodu opatulonego warstwą ciężkiego śniegu. Pośród krzewów nakrytych bielą stała postać ubrana w jasnoszary płaszcz. Z rozwianą burzą czarnych włosów i z rozpostartymi ramionami, zamarła w bezruchu. Wstał i zbliżył się do oszronionej szyby, aby przyjrzeć się zjawisku nieco uważniej. Poznał ją po pasmie jasnych włosów, które ciągnęły się znad jej prawego ucha i kończyły się poniżej linii jej łopatek. – Co ona robi? Przecież zmarznie! – zapytał samego siebie i niczym zahipnotyzowany czekał na dalszy rozwój wydarzeń.
– Ojcze nasz, któryś jest w Niebie… – modliła się Jadzia, wznosząc swoje serce i duszę ku Niebu. – Święć się imię Twoje! Przyjdź Królestwo Twoje Niebieskie… Niech się dzieje wola Twoja, jako w Niebie tak i na ziemi! Chleba naszego powszedniego daj nam Ojcze! I odpuść nam nasze winy, tak jak i my odpuszczamy naszym winowajcom. – Tutaj na chwilę zamilkła i przeprosiła Boga za swoje grzechy. – Uchroń nas od wszelkich pokus i zbaw nas ode złego. Amen. Pozostając nadal z rozłożonymi na bok ramionami i otwartymi dłońmi, pozwoliła, aby Bóg przeniknął jej całe istnienie. Z ogromną wdzięcznością za kolejny dzień i feerię boskich barw – których nie potrafiła nazwać – malowanych przez kolejny wschód słońca, rzekła ponownie: – Dziękuję ci Ojcze. – I odwróciła się w stronę domu. – Błogosław temu domowi i jego mieszkańcom. Uchroń Justysię przed śmiercią i spraw, żeby się zakochała w Janku. Daj panu Derwanowi dobrą żonę, aby już nie był taki samotny i smutny… – W tej chwili zobaczyła, że ktoś bacznie przygląda się jej przez okno i zamarła. To był jej pan! Spłoszona uciekła do swojego lokum. Miała nadzieję, że nie pomyślał o niej, że zwariowała. Nikt nigdy nie widział, jak się modli… a nie była to standardowa, kościelna modlitwa. Zawsze robiła to po swojemu.
– Dziwna ta dziewczyna – powiedział do siebie Drozd i wrócił do pisania. Jego rutynowy spokój został jednak na stałe zmącony. Było w niej coś innego, całkiem nietypowego… „Mówiła kiedyś, że ma mamę. Gdzie więc podział się jej ojciec?” – Błagam, niech mi pan powie, gdzie jest ojciec Justyny! – rzekła Jadzia. Przyszła wieczorem z zamiarem wyduszenia z niego tej informacji. Dziś Justysia była w niedobrym stanie, tak jakby ktoś wydarł z niej chęć do życia. Musiała działać, bo kto jak nie ona!? Spojrzał na nią z góry na dół. Prezentowała się nienagannie w tym swoim czarnobiałym uniformie. Gdy poczuł, jak mięknie jego serce, a krew przepływa intensywniej w linii poniżej jego pasa, zacisnął dłonie i wstał, po czym wyminął ją prędko, aby zwiększyć między nimi dystans. Wsparty ręką o kominek zapytał: – Po co ci to, dziewczyno? Prosisz się o kłopoty! – Bo Justyna potrzebuje ojca! – Jestem przekonany, że lepiej będzie dla niej, jeśli jej ojciec pozostanie martwy. – Ciemność pokoju oświetlona jedynie lampką naftową i płomienie wydobywające się z kominka spotęgowały siłę ostatniego słowa. – Proszę, pan nawet nie wie, jakie to ważne! – Złożyła dłonie jak do pacierza i zbliżyła się o kilka kroków. Zamykając porywy swojego niemądrego serca i ciała za kratami zimnej obojętności, skrzyżował dłonie przed sobą, uskuteczniając działanie barykady, którą przed nią wzniósł. Nie chciał nic do niej czuć! – Przypuśćmy, że ci powiem. Co zrobisz z taką wiadomością? – Pójdę do tego człowieka i postaram się go przekonać do tego, żeby uznał swoją córkę! – Myślisz, że będzie to takie proste? Załóżmy, że w ogóle uda ci się do niego dopchać, że znajdzie chwilę w swoim wypisanym z góry na pół roku terminarzu… Co mu powiesz? – Powiem mu, że jego córka jest w dramatycznej sytuacji i że potrzebuje jego wsparcia i pomocy! – Dramatycznej? – Zmarszczył czoło, niedowierzając jej słowom. Dziś rano Justyna była w bardzo dobrym humorze i uśmiechała się do niego jak zwykle. Co prawda była trochę zbyt natarczywa, ale wszystko było w normie. – Proszę pana, ona jest tak beznadziejnie zakochana, że wspomina o samobójstwie – niemal wyszeptała. Derwan wyczuł powagę sytuacji i żal zrobiło się mu tej biednej Justysi. – Kim jest mężczyzna, w którym zakochała się Justyna? Może prędzej w tym temacie coś zdziałamy… Jej ojciec będzie nieprzejednany – był tego pewien tak, jak tego, że teraz jest zima. – Och… – „Nie mogę mu tego powiedzieć.” – Jadziu, nie pomagasz mi! A tu faktycznie trzeba działać. – Niech mi pan tego nie mówi, tego kim jest jej ojciec. Ale błagam, żeby sam spróbował pan z nim porozmawiać! – zmieniła taktykę. – Bierzesz mnie pod włos. – Przeczesał włosy palcami, wlepiając w nią swoje szare ślepia. – Niech pan zrozumie… tylko ja mogę jej pomóc. – Daj mi kilka dni. Zobaczę, co da się zrobić. – Dziękuję panu… – Jeszcze nic nie zrobiłem. – Dziękuję za pańskie dobre i litościwe serce. Oby Bóg obdarzył pana zdrowiem i wszystkim co najlepsze. – Uśmiechnęła się przez łzy i pospiesznie wyszła. – Złota dziewczyna – wyszeptał do siebie.
Polityka plików cookies – Radio Głos Literacki
Nasza strona korzysta z plików cookies (tzw. „ciasteczek”) w celu zapewnienia poprawnego działania serwisu,
personalizacji treści oraz prowadzenia statystyk. Korzystając z serwisu, wyrażasz zgodę na ich używanie.
Jeśli nie wyrażasz zgody, możesz je zablokować lub usunąć w ustawieniach przeglądarki.
Szczegółowe informacje znajdziesz w pełnej Polityce cookies.
Zastrzegamy sobie prawo do wprowadzania zmian w Polityce plików cookies,
w szczególności w związku z rozwojem technologii czy zmianami prawnymi.
Wszelkie modyfikacje będą publikowane na tej stronie.