Dodano: rok temu
Czytane: 281
Autor:
Ewelina C Lisowska
Artykuł użytkownika
Dnia 26 kwietnia 2024 Słuchacze Radia Głos Literacki mieli okazję posłuchać romansu sci-fi pt. "NOWY EDEN Powrót Raju" utraconego Eweliny C Lisowskiej.
Dobry wieczór Państwu, lub Dzień dobry!
Bo może ktoś słucha tego nagrania za dnia! Albo nawet kilka dni lub miesiąc po jego publikacji! Niezależnie od wszystkiego, wita się z Państwem Ewelina C Lisowska – autorka romansów. Serdecznie witam na 11 tym spotkaniu z cyklu Czytamy Romanse Eweliny C. Lisowskiej. Dziś opowiem o romansie science-fiction fantasy, który wydałam w 2022 roku, u początków założenia mojego małego Wydawnictwa Romanse. Zanim powiem, o czym jest ta powieść i przeczytam spory jej fragment, chciałam podzielić się taką małą anegdotką związaną z ustaleniem gatunku tej powieści. Bo NOWY EDEN Powrót Raju utraconego to moim zdaniem jest romans science-fiction. Ale że pewne elementy mogą się wydać czytelnikom fantastyczne, więc być może jest to gatunek science-fantasy. A jedna z recenzentek nawet stwierdziła, że nie jest to romans! A ja myślę, że jest tu wszystkiego po trochu. Bo mamy koniec świata, anioła, Boga, badania naukowe, przejścia w zaświaty, nawiązania do panujących realiów technologicznych 2024 roku. Trochę przyszłości, trochę duchowości, miłość i jeden anioł, który może być fantasy, ale moim zdaniem nie jest.
Aby rozjaśnić Państwu w głowach, przeczytam teraz opis, a później dwa rozdziały powieści. Na deser przygotowałam fragment Nowego Edenu czytany przez lektora – i tutaj zrobi się bardziej romansowo. Tak więc opis…
Ewelina C Lisowska
NOWY EDEN Powrót Raju utraconego Romans science-fiction fantasy
Siedem dni ciemności, koniec świata, koniec zła. A później nastaje nowy świat. Wiara Wabel ma za zadanie zbadać miejsce, gdzie powstał Nowy Eden, rajska kraina pełna niesamowitych stworzeń, roślin i anomalii, które przejdą wszelkie jej oczekiwania. To tam Wer pozna zwyczajnego mężczyznę, który zmieni jej życie o 180 stopni. Lecz czy Faust Obałel jest jedynie zwykłym żulem osiedlowym, którego ona się brzydzi? A może jest kimś całkiem innym?
Wer będzie miała za zadanie nie tylko zbadać Nowy Eden, ale także zmierzyć się z traumami swojego życia. Faust pozwoli jej przeczytać swoje zapiski z okresu ciemności i z pierwszych dni nowego Raju.
„NOWY EDEN Powrót Raju utraconego” to romans SF, który wprowadzi Cię w niezwykły świat duchowych przeżyć. Nie brak w nim także i cielesnych doznań, o których opowie Ci narratorka i zarazem główna bohaterka Wiara Wabel. Tajemnice, cudowne miejsca, miłość, która narodziła się w duszach, zanim przyszły na ten świat… Daj się wciągnąć w niesamowity świat Nowego Edenu i zobacz, jak mógłby wyglądać świat oczyszczony ze zła. Przekonaj się, czy miłość jest w stanie pokonać wszelkie uprzedzenia i trudną przeszłość.
Myślę, że wiedzą Państwo jeszcze mniej, niż wcześniej. Dlatego teraz przeczytam fragment książki i wszystko stanie się jasne.
Ewelina C. Lisowska NOWY EDEN Powrót Raju utraconego
Ziemia, Polska 6 czerwca 2024 roku Gdy mówi się o końcu świata, człowiek wyobraża sobie eksplozję, totalne zniszczenie, śmierć, epidemię… Rzadko kiedy rodzi to dobre skojarzenia, na przykład z odrodzeniem, poprawą bytu, ze zdrowiem czy zyskaniem stabilności egzystencjonalnej. Dla mnie było to siedem dni ciemności, czekanie w strachu, aż ona odejdzie i powróci w końcu słoneczne światło. Po tym czasie zaczęły dziać się dziwne rzeczy i nikt z tych, co ocalał, nie potrafił jednoznacznie odpowiedzieć sobie na pytanie: czy to już koniec, czy dopiero początek końca? Moim zadaniem jest opisanie tych wydarzeń, zbadanie nowych gatunków roślin i zwierząt, zebranie zeznań świadków i znalezienie źródła tych niezwykłych zjawisk, jakie dotknęły Ziemię wiosną w czasie od pierwszego do siódmego kwietnia 2024 roku. Właśnie spakowałam swoje rzeczy, czeka mnie długa podróż. Zabrałam jak zwykle podstawowe narzędzia badawcze i kilka osobistych rzeczy – nie jestem paniusią z żurnala, nie trzeba mi wiele. Razem z Julkiem i Robertem wybieramy się do wioski położonej na równinach. PUSTKI – czy to adekwatna nazwa dla wioseczki położonej na zabitej dechami wsi? To się okaże. Ale ponoć zrobiło się tam niezłe zamieszanie, a radary wykazują obecność silnego promieniowania nieznanego pochodzenia. Jestem podróżniczką, jestem badaczką, jestem samotniczką. To ja: Wer (Wiara) Wabel. Moim zadaniem jest badać, zapisywać i analizować. Nie do mnie należą syntezy, i choć moi zmarli na wirusa rodzice chcieli na siłę wbić mnie w okowy „Wiary”, nie mam z nią zbyt wiele wspólnego. Ja nie wierzę, ja badam i opisuję. Właśnie dlatego jestem badaczką, bo nie wystarcza mi samo słowo. Muszę czegoś dotknąć, aby w to uwierzyć, muszę czuć, aby uznać coś za prawdziwe. A odnalezienie logicznego wytłumaczenia tego, co się stało z Ziemią, to od dziś mój życiowy cel. Żadnych mrzonek, tylko fakty!
Rozdział 1. U wrót Nowego Edenu
Środa
Wyjechaliśmy w nocy, była prawie 4:00. Jazda przez Polskę, po pustych drogach to był dla mnie kosmos. Żadnej żywej duszy! Do tego porzucone koło drogi samochody napędzane na benzynę lub diesel, opustoszałe miasteczka i wałęsające się bezpańsko psy… I tak przez sześć godzin. „Gdzie podziali się ci wszyscy ludzie?! Umarli, schowali się, a może porwali ich kosmici?” O ile w nocy to jeszcze było jakoś zrozumiałe, to w dzień biło po oczach i działało na wyobraźnię. Zajmowałam miejsce z tyłu, za fotelem Roba. To Julian siedział za sterami auta i z mapy drogowej odczytywał właściwy kierunek. GPS-sy od dawna nie działały sprawnie, jakby coś stało się z satelitami. Na szczęście nasz jeep był zasilany na solar, a dziś słońce świeciło na potęgę, więc z jazdą nie było żadnego problemu. Tylko ten rażący brak ludzi. Naszym oczom ukazała się kolejna opustoszała wieś. Jej najbliższe zabudowania stały nieopodal lokalnej drogi. Tam też było pusto. – Zjedziemy do tej wioski, żeby znaleźć coś do picia i jedzenia – poinformował nas Julian. – Może tam już uzupełnili zapasy? Przyjrzałam się jego przystojnemu profilowi, czarnym włosom zaczesanym zadziornie do przodu i seksownemu zarostowi na kwadratowej szczęce. Przez moment nawet zobaczyłam jego błękitne oczy, gdy obejrzał się na mnie przez ramię. – Żyjesz Wer? – Tak! – To coś taka cicha? – Bo to wszystko wygląda tak, jakby wszyscy umarli. – Wiem, co czujesz – odezwał się Rob – ja mam, kurde, gęsią skórkę, jak patrzę na to wszystko Robert Karlik był zupełnym przeciwieństwem Juliana Zwena: barczysty, przysadzisty blondyn. Na głowie miał kucyk, a jego pokaźnej wielkości broda i wąsy zasłaniały połowę jego twarzy. Starszy od Julka o jakieś dwadzieścia latek, był facetem po pięćdziesiątce. Skryty i małomówny, posiadał niezwykle analityczny umysł, który wprawiał mnie w zdumienie. Julian był szczupłym, wyższym ode mnie o głowę przystojniakiem o nienagannej urodzie. Wzdychałam do jego mądrości, seksapilu i pewności siebie. Raz nawet się ze mną przespał, ale to było dawno temu, kiedy zaczynałam pracę w PIOŚN-ie, czyli w Państwowym Instytucie Ochrony Środowiska Naturalnego. Co mieli z sobą wspólnego ci dwaj? Byli samotnikami, żaden z nich jeszcze nie zdobył się na odwagę, aby ograniczyć swoją wolność jakimkolwiek związkiem na stałe. Nie wiedziałam dlaczego. Ale przy nich czułam, że nie jestem odosobniona w swoim życiowym postanowieniu: być wolną, niezależną, iść do przodu i zdobywać nowe lądy. Żadnego związku na stałe. To nie dla mnie. Julian skręcił z głównej drogi w lewo, na skrzyżowaniu dróg. Gdy ujrzałam na własne oczy starszego człowieka jadącego na rowerze, pomyślałam, że śnię, albo oto po raz pierwszy w życiu ujrzałam ducha! Nasz samochód zrównał się z rowerzystą, a Julek otworzył okno i zapytał: – Proszę pana, czy w tej wiosce jest jakiś czynny sklep? Zdumiony starzec, o bujnej siwej brodzie, zatrzymał się i przez dobrą chwilę gapił się na nas, jakbyśmy spadli z nieba, albo wyrośli spod ziemi. – Boże, ludzie! – Ucieszył się. – I macie samochód! U nas jeszcze prądu nie naprawili, benzyniaki stoją… Zniecierpliwiony Julian przerwał jego opowieść: – Szukamy jakiegoś miejsca, gdzie możemy zaczerpnąć wody i kupić coś do jedzenia. – Takie rzeczy to już chyba tylko w miastach zostały. Tu się ludzie boją z domów wychodzić, bo takie jakieś dziwne rośliny urosły, jakby wszystko napromieniowane było! Jeden drugiemu pomaga i dzieli się, czym ma. Nas to w Karolince zostało dziesięć osób. A ta reszta, to tak jakby ich co zjadło! Nie ma ich! – biadolił człowiek. – Czyli nie dostaniemy nawet odrobiny wody? – drążył Julek. – A woda jest! No jasne! Tylko musieliby państwo popytać po okolicy. Chociaż, z obcymi to się teraz każdy boi gadać. – A pan nie dysponuje studnią? – pytał cierpliwie, choć widziałam, za zaczął stukać palcem po kierownicy, co oznaczało, że zaczyna się wkurzać. – Tak, ja mam. – To będzie może pan tak łaskaw i użyczy nam kilku litrów? – No pewno! – Ucieszył się dziadunio, po czym mina mu zrzedła. – Tylko że ja ten rower mam, to będzie problem. – Żadnego problemu nie będzie – odezwałam się w końcu. Wysiadłam z samochodu. – Rob, pomóż mi z tym rowerem, to go na bagażnik wsadzimy! Karlik powoli wygrzebał się z auta i, jak na prawdziwego osiłka przystało, podniósł nadgryziony zębem czasu rower starca, po czym zarzucił nim na dach samochodu. Później wspólnie przewiązaliśmy go linką. – Niech pan wsiada – powiedziałam z uśmiechem do staruszka, po czym otworzyłam mu drzwi. Mężczyzna zajął miejsce z tyłu, za siedzeniem Julka. Gdy ja zajęłam swoje miejsce, ruszyliśmy dalej. Podczas jazdy do chatynki pana Staszka – bo tak się nam przedstawił ten zdrowy i silny siedemdziesięciolatek – dowiedzieliśmy się, że w wiosce zostało pięcioro dzieci i pięcioro dorosłych, w tym dwie starsze kobiety, dwóch starszych mężczyzn oraz ksiądz. – A co z resztą ludzi? – zapytałam zdumiona. – Nie ma! Jakby poznikali – wytłumaczył Staszek. Byłam ciekawa zeznań tych osób, jednak to nie tutaj mieliśmy dokonywać badań. Musiałam tym razem powstrzymać się przed nadmiernym wypytywaniem o fakty. Wjechaliśmy na trawiaste podwórko gospodarza i wysiedliśmy z samochodu. Robert ściągnął rower i zwinnie postawił go na ziemi. – Pijcie i bierzcie tyle wody, ile chcecie! – powiedział serdecznie Staszek, po czym przejął rower od Roba. Rozejrzałam się po działce starca. Warzywniak, drewniany, stary domek, studnia jak z początku XX wieku. Facet żył w biedzie, ale nie wyglądał na smutnego. Odprowadził rower pod dom i wrócił do nas. – Czy mogłabym zobaczyć tych pozostałych mieszkańców? – zapytałam w końcu Julka. – Nie, szkoda czasu! Tam na miejscu jest ponoć ciekawiej. Razem z Robem zajęli się pompą i nalewaniem wody do butelek, więc skorzystałam z tej wolnej chwili, aby jednak zapytać o kilka spraw. – Panie Staszku – zwróciłam się do gospodarza, który przesuwał w palcach paciorki różańca – czy słyszał pan o Pustkach? Takiej małej miejscowości w podlaskim? – Tak – pokiwał głową. – Tam to się dopiero porobiło! Tam jest ponoć zaczątek nowego Edenu! Julek parsknął pod nosem, a później udał, że zakrztusił się wodą pitą z butelki. – Edenu? – pytałam dalej. – A co tam takiego jest? – Mówią, że wielkie drzewa urosły, jak w dżungli. Jakieś nowe gatunki zwierząt chodzą, i takie inne rośliny urosły, tak jak u nas. – Moją uwagę przykuła wysoka, seledynowa trawa, rosnąca koło chaty. Aż mnie korciło, żeby się jej przyjrzeć. – Ale nie o to chodzi. Tam po prostu jak się jest, to podobno jakby w innym świecie. Taka tam energia jest i ponoć cudowne źródło, co uzdrawia chorych… – starzec urwał temat, jakby powiedział zbyt wiele. – Ale to tylko takie tam gadanie, ja tego nie widziałem. – Machnął ręką. Wyglądał na niezadowolonego. – Aha. Dziękuję panu za te informacje. – Proszę, proszę. Weźcie se te wodę i jedźcie dalej – zabrzmiał trochę nieprzyjemnie, po czym wszedł do swojej chaty. – Co go nagle ugryzło? – zdziwiłam się. – Ja się domyślam co, ale Julek ma swoje teorie – odpowiedział Rob. – Przecież on bredzi! – rzucił pogardliwie Zwen. – Takie pierdoły to tylko może mówić jakiś katolik. – Jesteś antyreligijny czy uprzedzasz się do ludzi, którzy noszą przy sobie różaniec? – zapytałam na poważnie. – Przecież wiesz, że nie wierzę w żadnego Boga. Wy oboje z resztą także. Przemilczałam jego komentarz. W swojej pracy naukowej niejednokrotnie napotykałam dowody na to, że przyroda nie jest tylko przypadkowo zlepionym szczepem komórek. Miałam zamiar sprawdzić wszystko to, co sugerował pan Staszek. Fakty były takie, że działo się tutaj coś niezwykłego i trzeba to było zbadać. A ja miałam zamiar to zrobić, przecież właśnie takie było moje zadanie.
Jakieś dwie godziny później nawet Julek nie był w stanie zaprzeczyć temu, co wszyscy troje ujrzeliśmy na własne oczy. – O ku*wa – zaklął pod nosem zdumiony Rob. – A ty co powiesz, Julek? – zapytałam, nie odrywając oczu od tego, co rysowało się przed nami. – On właśnie zaczyna wierzyć – zażartował Rob. A co czułam ja? Zdumienie, strach, zachwyt i czającą się w ukryciu tajemnicę. Wysoki co najmniej na jakieś 80 metrów, rozległy las, wznosił się pośród pustych pól i łąk niczym warowna twierdza. Z każdą minutą stawał się coraz większy, a jego szczegóły coraz dokładniejsze. Intensywność jego zieleni biła po oczach. Wyciągnęłam swoją aparaturę i zaczęłam jej się przyglądać. Czym bliżej byliśmy lasu, tym wskaźnik wykazywał wyższe promieniowanie. – Zakładamy kombinezony? – zapytał Robert. – Co wykazuje pomiar? – Jest tutaj duże promieniowanie, ale… to nie jest radioaktywne miejsce. Aparatura wyraźnie pokazuje, że to coś innego – podałam mu swój aparat. – Na moją logikę, gdyby miejsce było radioaktywne, to nie urosłyby tutaj takie drzewa – podsumował Julian. W końcu puściło mu mowę. – Ale zanim tam wjedziemy, musimy pobrać próbki. Jak rozbijemy obóz, zrobię analizę gleby. Zatrzymaliśmy się u wejścia do lasu, ale nie dlatego, żeby pobrać próbki. Po prostu nagle droga urwała się. Wyglądało to tak, jakby rośliny, które tutaj wyrosły, zrównały asfalt z ziemią. Dalej nie było już żadnej drogi, tylko wysoka trawa, krzaczory, pnącza i drzewa pokrojem przypominające sekwoje. A jednak pośród wysokich na trzy metry, seledynowych ździebeł trawy widoczna była wydeptana ścieżka. Rozejrzałam się po tamtejszej zieleni… Ani jedna z oglądanych przeze mnie roślin nie przypominała znanych mi dotychczas gatunków europejskich, a już tym bardziej polskich. One po prostu były jakby z innego świata. Dochodzący z wnętrza lasu zapach był tak kusząco dziki i zmysłowy, że zapragnęłam wejść tam natychmiast! Nieznajomy śpiew ptaka zapraszał, aby przekroczyć zakazaną granicę i wbrew potencjalnemu zagrożeniu stanąć w środku tego obcego gąszczu cudowności. – Wer, pobierz próbki roślin i czego tylko się da – rozkazał mi Julek, wyrywając mnie z objęć tego obcego i kuszącego tworu. – Rob, zobacz! – Wskazał mu odciśnięty w błocie ślad. Nie mogłam się powstrzymać, aby sama nie spojrzeć. To była odciśnięta racica, ale znacznie większa niż typowego jelenia czy sarny. – To ścieżka utorowana przez zwierzęta – powiedziałam na głos moje myśli. – Rób te próbki, bo zaraz idziemy dalej – rzucił mi przez ramię Julek. Nie lubił, gdy się go nie słuchano. – A ty, Rob, zbieraj z auta, co się tylko da. Musimy wziąć sprzęt ze sobą. Jak znajdziemy jakąś drogę, wjedziemy tam samochodem. Oboje z Robertem spojrzeliśmy na siebie porozumiewawczo. Nie żeby nie chciało się nam pracować, ale Zwen zawsze zachowywał się, jakby to on tutaj rządził. Wydawał polecenia, choć każde z nas miało taki sam status: pracownika i badacza PIOŚN-u. Po tym jak Julek wydał nam rozkazy, ruszył ścieżką prowadzącą pośród traw. – Na jego miejscu nie wchodziłbym tam sam – mruknął ku mnie Karlik. Wzruszyłam ramionami, bo cóż mogłam zrobić. Julian był ode mnie starszy o jakieś sześć lat, więc traktował mnie trochę jak małolatę, choć nie czułam się nią, mając 28 lat. Mimo tego, że pewność siebie Julka trochę mnie irytowała, nie mogłam pozbyć się tego odruchu bezwarunkowego, jakim było podniecenie w chwili, kiedy odkrywałam w nim samca alfę. Zaśmiałam się w duchu ze swoich dziwnych skłonności, a później poszłam wykonać swoją pracę...
Polityka plików cookies – Radio Głos Literacki
Nasza strona korzysta z plików cookies (tzw. „ciasteczek”) w celu zapewnienia poprawnego działania serwisu,
personalizacji treści oraz prowadzenia statystyk. Korzystając z serwisu, wyrażasz zgodę na ich używanie.
Jeśli nie wyrażasz zgody, możesz je zablokować lub usunąć w ustawieniach przeglądarki.
Szczegółowe informacje znajdziesz w pełnej Polityce cookies.
Zastrzegamy sobie prawo do wprowadzania zmian w Polityce plików cookies,
w szczególności w związku z rozwojem technologii czy zmianami prawnymi.
Wszelkie modyfikacje będą publikowane na tej stronie.